środa, 9 grudnia 2009

MGR ing

Ostatnio udało mi się pozyskać nowego sponsora. Jest nim zdalna aplikacja do zarządzania informacją w systemach bazodanowych. Zaopatruje mnie w przemiłe wieczory...

Zdjęcia pod tytułem "nocna walka z errorem" by Anek...











I pokazać kobiecie jak się robi zdjęcia na skypie...

poniedziałek, 30 listopada 2009

MŚ - the race

Po krótkich wakacjach udało się ostatecznie dotrzeć do kraju. Dostałem wiele pytań o przebieg wyścigu, więc o to on:

Pływanie
Jak wspominałem, dzień przed startem dostaliśmy informację o zmianie trasy pływackiej. Była duża fala i ze względu na bezpieczeństwo pływanie odbyło się w korytarzach wodnych a nie w zatoce meksykańskiej. Dla mnie nie było różnicy bo woda była tak samo słona. Kolejność i timing fal miał pozostać bez zmian. W dniu startu okazało się, że jednak się zmienił bo pierwsze wystartowały FPRO, MPRO, dalej już chyba bez jakiegokolwiek ładu i składu pojedynczo wpuszczano do wody.
Była do dość duża porażka organizacyjna moim zdaniem. Nie chcę tu narzekać ale przynajmniej minutę na tym straciłem. Po przejściu dmuchanej bramki organizatorzy spisywali numer startującego i aktualny czas. Następnie trzeba było przejść ok 15m pomostem, powoli wejść do wody i wystartować. Wszędzie oczywiście były kolejki a czas już leciał. To samo dotyczyło wychodzenia z wody. Pomost szerokości jednej osoby był zdecydowanie za wąski i tam też straciłem dużo czasu w kolejce.

Rower
Trasa była bardzo szybka, z idealnym asfaltem w 98% jej długości. Miała jedną hopkę, pokonywaną dwa razy. Reszta była raczej płaska. Bardzo dużo spekulacji słyszałem i czytałem na temat tej części wyścigu. A więc odpowiem tak. Na moim liczniku trasa wynosiła 91km i z tym zgadza się wielu startujących, a niektórzy mówią, że było nawet 92km. Druga sprawa to grupy. Tak, były grupy, ale to nie znaczy, że każdy jechał w grupie! Dlaczego te grupy były? bo to jest kolejna organizacyjna porażka puszczać fale od najstarszych do najmłodszych. Jest to oczywiście usprawiedliwione reżimem czasowym, ale zawodnikom sprawia bardzo dużo problemów. Trasa jest miejscami wąska (szerokości jednego pasa) i to jest druga przyczyna powstawania grup.
Co do mnie, owe grupy tylko mi przeszkadzały, bo bardzo dużo czasu zajmowało ich wyprzedzenie a prędkość spadała do ok 40km/h. Kilkukrotnie musiałem nagiąć przepis i wyjechać na równoległy pas dla samochodów tylko dlatego, żeby nie jechać na kole a wyprzedzić grupę. Nie odpowiadam za tych, którzy jechali na moim kole, bo to nie moja sprawa.

W każdym bądź razie znam przepisy i nie interesuje mnie zwycięstwo osiągnięte w nieuczciwy sposób. Wielokrotnie dałem temu dowód chociażby tym, że nigdy nie dostałem żadnej kary ani nawet ostrzeżenia od sędziego. TO WSZYSTKO CO MAM DO POWIEDZENIA NA TEN TEMAT.

Bieg
Trasa przebiegała przez tę samą hopkę, która była pokonywana rowerem tylko na 2 pętlach więc łącznie podbiegaliśmy ją 4 razy. Była długa i wielu przegrało na niej wyścig. Ja się akurat dobrze bawiłem. Było też kilka zakrętów co nie sprzyja określeniu trasy szybką.

Pogoda
Co tu dużo mówić. Idealna. Czasem zdarzyły się lekkie podmuchy termiczne a poza tym bezwietrznie.

Moje odczucia
Od samego początku bardzo dobrze się czułem. Cały czas powtarzałem sobie, spokojnie. A, że byłem w ussaaa to mówiłem easy man! Na rowerze noga mi bardzo podawała, jechałem z rytmu bez jakiegokolwiek zapieku. W sumie w przeciwieństwie do innych, bo 95% z nich jechało płyta-oś. Małe błędy w odżywianiu, cóż w końcu cały czas się uczę.
Bieg rozpoczynałem mocnym, wytrenowanym tempem na zakładane 1h15min. Było tak do ponad połowy. Dopadł mnie kryzys. Bałem się, że nie ukończę wyścigu. Fizycznie było ok, wszystko mnie bolało, miałem dosyć ale to normalne. Nie normalne było to, że traciłem przytomność i bałem się, że obudzę się na ziemi. Musiałem szybko zadziałać bo naprawdę było źle. Zobaczyłem, że dogania mnie zawodnik z mojej kategorii, którego gdzieś tam spotkałem już na trasie. Pomyślałem, że nie po to tyle osób mi pomogło, tyle potu i krwi przelałem, żebym teraz przegrał finisz biegu. Nie wiem jak to zrobiłem ale jakoś znalazłem w sobie siłę i ostatnie 3km przebiegłem najszybciej ze wszystkich pozostałych.

Nie ze wszystkiego jestem zadowolony, np. kryzys na biegu był spowodowany jakimś błędem. Trzeba go wyeliminować. Jeśli chodzi o całokształt jestem bardzo zadowolony ze swojego startu.

Wynik
czas 3h 55min
pływanie 26min
rower 2h 06min
bieg 1h 17min









fot. Active Sports International Event Photography

wtorek, 17 listopada 2009

IRONMAN70.3 World Championship - Clearwater

Co tu będę ściemniał...

Zostałem VICE MISTRZEM ŚWIATA w IRONMAN70.3 w mojej grupie wiekowej, trzecim amatorem świata a licząc zawodowców 50ty. Na liście startowej było 1999 osób z całego świata. 85ciu z nich startowało jako zawodowcy.

Mój cel złamania 4h zrealizowałem nawet lepiej niż chciałem. Mój czas na mecie to 3h 55min.

Od samego rana wiedziałem, że będzie dobrze. Ze względu na duże fale zmienili trasę pływacką. Było tam bardzo mało miejsca i startowaliśmy pojedynczo. Nawet nie widziałem moich przeciwników. Do wody wchodziłem jako jeden z ostatnich. Na mecie również nie wiedziałem, który jestem. Rower mega szybki, na nikogo się nie oglądałem. Czasem brakowało miejsca do wyprzedzania i dużo czasu na tym traciłem. Z biegu nie jestem zadowolony. Wiem, że mogę biegać jeszcze szybciej.

Ogólnie dałem z siebie tyle ile w tamtej chwili mogłem. Po starcie byłem z siebie bardzo zadowolony. Ten rok kosztował mnie bardzo dużo. Był bogaty w mocno skrajne emocje.

Nie poddałem się, wygrałem z samym sobą wiele razy. NIE ZAWIODŁEM i to jest dla mnie najważniejsze.

Moje osiągnięcie dedykować mogę tylko i wyłącznie moim RODZICOM. Bez nich nie byłoby mnie i tu.

Ten medal to był wysiłek zespołowy, tych wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mnie wspierali. Ja to tylko przepłynąłem, przejechałem i przebiegłem. Wrócę jeszcze do nich, warto ich przedstawić.

Więcej napiszę w wolnej chwili. Mam teraz swoje zasłużone wakacje i bujam sie po florydzie :)))))) Ciao













cisza przed burzą

Jutro MŚ. Czuje się dobrze, noga się nieźle kręci. Mam świadomość, że zrobiłem prawie wszystko co mogłem. Ostatnie dni były głównie pracą nad motywacją i głową. Mam świetną opiekę, której nie jeden zawodnik PRO by mi pozazdrościł. Dają mi dużo spokoju i wiary w siebie. Wieczorem pojechaliśmy wstawić sprzęt. Bez stania w kolejkach, spalania się. Wszystko jest idealnie zaplanowane i realizowane. Tak jeszcze nie było.

Jak będzie jutro? sam nie wiem. Wierze, że mogę powalczyć ale z drugiej strony tu jest zupełnie inny kraj. Inne powietrze.... inna woda i wiele innych zmiennych, które mogą sprawić, że nie dam rady. Nie wiem jak mój organizm zareaguje.

Wiele osób mówiło: nie licz na za wiele. To twoja pierwsza taka impreza. Masz jeszcze dużo czasu...

W każdym bądź razie moim założeniem jest złamać 4h. Jeśli da mi to miejsce na podium, będzie super. Do usłyszenia po starcie.






środa, 11 listopada 2009

Florida training

Dzisiaj juz z usmiechem moge powiedziec, ze nie mam pojecia jak bedzie w sobote! Tu jest kompletnie inny kraj, inne powietrze inna wilgotnosc. Z tego wszystkiego rower wyglada najlepiej. Nawet gdy bardzo mocno wieje, to jakos latwiej sie jedzie niz w Polsce. Bieg? biore wdech i sam nie wiem czy go wzialem ? Najlepsze jest plywanie. Woda tak slona ze samo branie wdechu powoduje niesmak, nie wspominajac o napiciu sie jej. Wzdluz Florydy przechodzi huragan i sa wyjatkowo wysokie fale. Jesli taka pogode trafimy w sobote to bedzie mocno NIE fajnie.

Teraz widze ile mi jeszcze brakuje doswiatczenia i obycia startowego, w szczegolnosci w innych klimatach. Caly rok przygotowan moze pojsc na marne z powodu jakiegos szczegolu, o ktore trzeba tutaj bezwzglednie zadbac. Jest ich naprawde sporo.

Pakiet startowy odebrany, znajomi przywitani. Jutro ostatni dzien treningowy...









wtorek, 10 listopada 2009

Florida welcome to

Najwyzszy czas opuscic ten zimny kraj...
Podroz zaczelismy od Szczecina, przez Berlin w kierunku New Yorku. 9h lotu szybko zlecialo. Samo miasto naprawde robi wrazenie. Widocznosc nie byla dobra ale udalo sie zrobic jakies fotki:



i slynna zolta taksowka



a tu specjalnie dla Bydgoszczy...



Nastepny samolot z NY do Tampy. Zaraz po starcie zasnalem, wiec 3h zlecialy jeszcze szybciej. Nie maly szok temperaturowy przezylem w ciagu ostatniej doby. W Berlinie zakrywalem sie kapturem zimowej kurtki, w NY mozna bylo chodzic na krotko a w Tampie na krotko bylo za cieplo. 28h podrozy wliczajac wszystkie oczekiwania troche mnie jednak zmeczyly i szybko zasnalem.

tydzien do ms

Do najwazniejszych zawodow zostal juz tylko tydzien. Kilka ostatnich treningow w troche lepszej aurze, nawet slonce widzialem. W kazdym badz razie im blizej startu tym mniej sie nim przyjmuje.

Czy noga sie kreci? sam nie wiem.

Do uslyszenia z Florydy!!

niedziela, 1 listopada 2009

2 tygodnie do MŚ

Okazało się, że kilka odpowiedzi poznałem szybciej. Lekarz powiedział, że samo ścięgno wygląda na zdrowe. Problem tkwi w przyczepie na pięcie. Będzie bolało ale do mś powinno wytrzymać. Później muszę się tym koniecznie zająć. To bardzo dobra wiadomość jest!
Boli szczególnie na elementach szybkościowych, których ostatnio trochę mam. Dlatego staram się jak najmniej obciążać nogę i robić wszystko z głową. Nie podpalać się.

Zrobiłem ostatnio kilka pozytywnych treningów. Nie były one jeszcze tym czego bym oczekiwał, ale starsi i mądrzejsi koledzy mówią, że to nie jest ta pogoda, temperatura i powietrze. W ciepłym będzie zupełnie inaczej. Najważniejsze, że było przełamanie. To, które decyduje, że to Ty jesteś Sprite a inni pragnienie. Nazywam to treningiem aktywnym.

Nigdy starszym i mądrzejszym nie powiedziałem, że większość tego co osiągnąłem to właśnie dzięki ich radom. Jeszcze im podziękuję, bo mam nadzieję, że nie powiedziałem ostatniego słowa.



poniedziałek, 26 października 2009

3 tyg do MŚ

Wszystko przygotowane, treningi rozpisane... wiec właściwie w równaniu została już tylko jedna zmienna. Czy achilles wytrzyma? a jeśli mam być precyzyjny to zostały dwie zmienne. Czy achilles wytrzyma? i Jak mi pójdzie? :) Odpowiedzi poznamy za 3 odcinki.

środa, 21 października 2009

in the other hand

Tak się w życiu czasami składa, że podążając swoją ścieżką życiową dochodzimy do punktu w którym przecina się ona z inną. To od użytkowników tych ścieżek zwanych "userami" zależy czy podadzą sobie ręce czy wyminą bez słowa. Świat poznał przypadki gdy dwa razy powiedziano TAK i nie było to echo pustki.

Fredy śpiewał..."Does any body know what we are living for?" oni już wiedzą...

poniedziałek, 19 października 2009

4 tygodnie do MŚ

Wrzesień
Po Borównie zrobiłem tylko dwa dni wolnego i zabrałem się za kolejną część przygotowań. Było wcale nie krócej ale szybciej. Solidnie przetrenowany czas, mimo pogarszających się warunków atmosferycznych. Dużo biegów ciągłych drugiego zakresu, trochę trzeciego a także wytrzymałości tempowej. Zrobiłem kilka treningów, z których byłem naprawdę zadowolony. Forma systematycznie i planowo wzrastała. Były momenty gdy zaskakiwałem sam siebie, jak np.

Rower 2h - HRmax <160 bpm - średnia 38,12 km/h (trasa pofałdowana)
Bieg 4x2km p.5min - biegane po 3.02/km
Pływanie 2x8x100m, start 1.35 -pływane 8x 1.14/100m i 8x 1.13/100m

Ale były też takie, w których "czasami nie starczało kamieni"...

Październik
Miesiąc rozpoczęty zupełnie nieoczekiwaną wygraną w III Gotyk Duathlonie. Następnie znaczne pogorszenie aury i ciągłe problemy ze zdrowiem, sprawiły, że naprawdę mocno dostałem w skórę...
Miałem nadzieję, że będę miał szczęście i do tego nie dojdzie. Nadzieją matką głupich. Nie ma się co oszukiwać. Polska to nie jest kraj dla triathlonistów, dlatego posłuchałem rady starszych, mądrzejszych kolegów i wyluzowałem. Trening był niesystematyczny, właściwie bez większych akcentów. Mam sporo przemyśleń na ten temat i mam nadzieję, że zaprocentuje to na przyszłość.

Odezwały się moje uśpione achillesy, to średnio dobra informacja. Nigdy nie wiem kiedy przekraczam granicę twardziela na rzecz głupca i ryzykanta. Jak zawsze w tym czasie trudno nie zarazić się frywolnie fruwającymi wirusami i wirusikami. Nawet actimele wymiękały, więc trzeba było wyciągnąć cięższy kaliber czyt. czosnek. Stosując zasadę, że łatwiej się zapobiega niż leczy.

Rozwiązało się również kilka spraw osobistych, które gdzieś tam we mnie siedziały. Czy teraz będzie łatwiej ? Zobaczymy.

Kilka fotek z treningu, niestety robiłem je sam bo kto inny miał to zrobić ?

poniedziałek, 5 października 2009

III Gotyk Duathlon - Toruń

W ostatnią sobotę brałem udział w III Gotyk Duathlonie, który odbywał się w Toruniu. Muszę przyznać, że impreza bardzo mnie zaskoczyła. Pozytywnie oczywiście! Myślę, że ma bardzo duży potencjał i jeśli będzie się rozwijała to może stać się jedną z najlepszych w tym kraju. Bardzo lubię spacery na Toruńskiej starówce, teraz miałem okazję po niej biegać, co również mi się spodobało :).
Impreza
Mimo, że niespecjalnie przepadam za takimi sprintami, to jednak zawody organizowane w Toruniu to prawie jak u siebie. Troszkę zimno było, ale nie można wymagać upałów w październiku (i tu można by pomyśleć nad zmianą terminu). Na otarcie łez w związku z pogodą, pilot wyścigu musiał torować drogę wśród kibiców/przechodniów, co zdecydowanie podgrzewało atmosferę. 2,5km biegu, w dwóch pętlach, boks rowerowy na rynku nowomiejskim i 5 pętli roweru wzdłuż promenady i ulicami starego miasta. Ulicami do może za dużo powiedziane, brukami starego miasta. Był moment gdzie było ciężko i można by pomyśleć nad zmianą tego fragmentu. Odcinek był bardzo krótki, można było kombinować chodnikami gdzie kostka nie była taka ciężka, co jednak nie zmienia faktu, że było tam dość niebezpieczne. Trasa generalnie szybka, techniczna. Patrząc z drugiej strony to właśnie mogą być atuty tych zawodów, dzięki którym zyskają popularność, bo przecież każdy miał takie same warunki a jak chcesz się ścigać to ryzykuj. Ostatni odcinek biegowy był jedną pętlą trasy wcześniejszej. Warto jeszcze wspomnieć, że trasa była bardzo ładnie obstawiona i nie było mowy o pomyłce, a to że czasem jakiś przechodzień się pojawił to i tak podziw, że jakoś udało się organizatorom opanować tyle ludzi. Na plus zasługuję też oficjalny objazd trasy kolarskiej.
Start
Mimo, że w środę na treningu bardzo zakwasiłem nogi i bolały mnie do teraz, to na rozgrzewce było OK. Na starcie stanęło kilku znakomitych zawodników, więc zapowiadała się bardzo ciekawa i wyrównana rywalizacja. Zaraz po starcie wyszedłem na prowadzenie i dyktowałem, spokojne tempo. Do boksu dobiegliśmy chyba w czwórkę. Filip Przymusiński, brązowy medalista MP Tri miał jednak pecha bo na pierwszej pętli roweru złapał gumę i zakończył rywalizację. Czasami tak się zdarza. Sam miałem wielkiego fara, że uniknąłem upadku mojego i Maćka. Zapomniałem, że mam noski i przy ostrym wejściu w zakręt haczę o drogę. Cześć kolarską zakończyliśmy w składzie: Przemek Szymanowski vice Mistrz Polski w Tri, Maciej Kubiak czołowy Polski duathlonista i Edek z krainy kredek czyli, że ja :) Ostatni odcinek biegowy rozpoczynałem pierwszy, miałem spięte nogi i potrzebowałem trochę czasu by dojść do siebie, w końcu nie jestem sprinterem. Rywalizację zakończyliśmy finiszem, z którego dzisiaj ja wyszedłem zwycięsko.