poniedziałek, 22 czerwca 2009

Mistrzoswa Polski Ironman70.3 Susz

To miała być moja druga impreza docelowa w tej części sezonu. Wypadek na PP w Malborku wykluczył mnie z wzięcia w niej udziału. Pojechałem jako kibic. Można by zadać sobie pytanie, dlaczego?

Wyścig choć bardzo ciekawy, to nie łatwo było mi go oglądać. To ja miałem tam walczyć. Z drugiej strony bardzo się cieszę z dobrych czasów i miejsc znajomych. Każdemu kibicowałem tak samo.

Poznałem wiele ciekawych osób, miałem okazję porozmawiać z tymi, z którymi już od dłuższego czasu chciałem. Przeżyłem to co chciałem przeżyć.

....widocznie tak miało być. Za rok są następne.

środa, 17 czerwca 2009

Puchar Polski - Malbork

Tuż przed ważnym startem dobrze jest zaliczyć jakiś sprint czy dyszkę biegową. Do MP na długim pozostał tydzień więc Puchar Polski - Malbork super sprint pasował idealnie. Impreza cieszy się dużym zainteresowaniem i dobrą opinią. Od tego roku jest to również impreza memoriałowa Bartka Kubickiego co postawiło kropkę przy decyzji.

W dzień startu okazało się, że mimo ogromnych starań organizatorów, pogoda nie dopisała. Cały dzień padało i wiało, moje 4% tłuszczu mogło nie wystarczyć. Trasa była szybka. Pływanie w rzece, skrócone, chyba ze względu na pogodę i podobno woda miała 15 stopni w co mocno wierzę. Rower 15km, płasko jedna nawrotka. Bieg podobno widowiskowy.
Troszkę kolejkowania z zapisami, przynajmniej poznałem ciekawe osoby. Wstawienie do boksu (pozdrowienia dla lekkoatletów z Gniezna :) ) rozgrzewka i na start. Zdziwiłem się, że z moim przygotowaniem pływackim zostałem wyczytany do pierwszego rzędu. Nie powiem, to było miłe. Woda bardzo zimna, start wąski, więc do pierwszej boi było ciężko. Udało mi się wyjść z wody około 7 miejsca, szybki boks pozwolił mi wybiec jako 4/5ty. Jechałem w parze z kolegą, miał gorszy dzień więc inicjatywę gonienia wziąłem raczej na siebie. Pod wiatr szybko dochodziliśmy prowadzącą grupę 3 osób. Z wiatrem strata się nieznacznie zwiększyła, ale wciąż w kontakcie wzrokowym. Tuż przed zjazdem do boksu, zaraz po wyjęciu nóg z butów w ułamku sekundy zaliczyłem upadek. To było na prostej, płaskiej drodze, sam. Po fakcie słyszałem ze 4 wersje jak to się stało ale prawda czasem w swojej prostocie wydaje się niemożliwa. Prawdopodobnie nałożyło się wiele czynników, było mokro, mocno wiało a czasowy rower mimo, że z barankiem jest wciąż podatny na boczne wiatry. Środek ciężkości miałem przesunięty bo jeszcze się nie zdążyłem wyprostować, opony slicki nigdy wcześniej nie używane na deszczu. No i w końcu mogła tam być jakaś plama oleju, pył, cokolwiek, gdy jest mokro szosa staje się gospodarzem programu "gwiazdy tańczą na lodzie". Nie usprawiedliwiam się, nie jeden upadek czy kraksę zaliczyłem a z jeszcze większej ilości uszedłem cało. Po prostu miałem pecha. Czasami tak się zdarza....
Karetka szybko zwinęła mnie z trasy. Trupiarnia była chyba w jakiejs piwnicy bo po 10 sek. cały dygotałem jak bym tańczył elektro-boogie. No to sruuuu maciusia na stół i szyjemy. Gdy już mnie zacerowali jak dziurawą skarpetę zainteresowali się dlaczego per pacjent tak się trzesię ? może dostał ataku czy może jakieś drgawki?. Nie bardzo wiedzieli co maja zrobić, a moje stwierdzenie, że przed chwila pływałem w 15 oC Nogacie wydawało się tak absurdalne, że wręcz nieprawdopodobne. Stwierdzili, że ja nie pływałem tylko na rowerze jechałem. Gdy już uświadomiłem ich co to jest triathlon, wtedy wpadli na genialny pomysł, że może mi kurde jest zimno skoro leżę w mokrym stroju startowym na metalowym stole w jakiejś piwnicy!!!!!
Żeby nie było, że tylko narzekam to zrobili mi fajne foty z wycieczki rentgenem oraz powiedzieli, że mam nasrane i nie wymieszane, że trenuję coś takiego :)
Po powrocie na miejsce startu zostałem bardzo mile przez wszystkich przywitany. Dostałem wielki puchar "dla największego pechowca" oraz brawa. Bardzo dziękuję wszystkim za słowa otuchy i takie powitanie. Nie myślałem, że tyle osób jest zainteresowanych moim losem. To właśnie podoba mi się w sporcie. Walczymy ze sobą, przeżywamy swoje sukcesy i porażki ale po zawodach są chwile gdy ludzie są prawdziwi. Inni nie rozumieją, że tu chodzi o człowieka, który stoi obok Ciebie na starcie..... Jak żadko zdarza się to w tych czasach.

Zawsze powtarzam sobie, że ból to tylko stan umyłsu, a więc kwestia koncentracji ...
W tej bitwie przegrałem bardzo dobre miejsce na PP oraz start na Mistrzostwach Polski, mojej drugiej docelowej imprezie w tej części sezonu. Mam 15 szwów na twarzy, krwiaka podspojówkowego, rany palone, sporo szlifów, głównie dłonie, kostki, bark. Rozcharatane palce zarówno u rąk i nóg. Z dobrych informacji....rower cały. Po 24 godzinach mój stan się trochę pogorszył. Pojawiło się zagrożenie dla oka i podejrzenie o krwiaka na mózgu lub wstrząs. Tym razem miałem jednak szczęście. Po 4 dniach puchnięcia nastąpił zwrot i bardzo szybkie gojenie ran. Zadziwiająco szybkie.

Ten wypadek nie jest dla mnie tragedią. Jest kolejnym szczeblem w długiej i mozolnej drodze do mistrzostwa. Czasem trzeba wszystko przegrać, żeby wiedzieć jakie to cenne i wygrać innym razem.

czwartek, 11 czerwca 2009

Helix TST

Kiedy woda jest tak zimna, że nawet pingwiny nie chcą do niej wchodzić z pomocą przychodzi firma Bleuseventy! Jej najnowszy model pianki - Helix TST został uznany za najlepszą piankę triathlonową 2009 roku. Dzięki www.trishop.pl jest to moja obecna pianka startowa.

Miałem okazję pływać w kilku piankach z bardzo różnych półek. Ostatnio używany przeze mnie model to Orca - Predator2. Byłem z niej bardzo zadowolony. Byłem, bo Helix przewyższa ją i każdą inna piankę, w której do tej pory pływałem pod każdym względem. Jest niesamowicie miękki, bardzo dobrze przylegający do ciała, przy odpowiednim rozmiarze i umiejętnym założeniu staję się twoją drugą skórą. Zapominasz ze masz go na sobie. Innym jego atutem jest bardzo dobra izolacja termiczna oraz duża łatwość i szybkość w zdejmowaniu. Niewielka ilość oliwki a pianki pozbędziesz się szybciej niż ubrania przed miss world :) Przed użyciem skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą czy aby nie dostaniesz zawału od szybkiego pływania. Koniec końców pianka stworzona przez wyczynowców dla wyczynowców !
Mówi się, że rower sam nie jeździ a pianka sama nie pływa. Racja, nie pływa, nie jeździ. Ale nie ważne czy zawody kończysz pierwszy czy przed ostatni, dystans każdy ma ten sam. To już wystarczająco boli.



środa, 10 czerwca 2009

IRONMAN70.3 St. Polten - Austria - elim. do MŚ

Niedziela, 24 maja to była dla mnie bardzo ważna data. Całą zimę trenowałem by walczyć o slot na Mistrzostwa Świata w Ironman70.3 na Florydzie. Takie małe marzenie, chociaż pojechać. W imprezie brało udział 2400 zawodników z całego świata. Samych PRO było 61. Moja kategoria M18-24 liczyła 70ciu zawodników. Na liście startowej były nazwiska: Chris Mccormack,Vanhoenacker Marino,Cigana Massimo, Darek Czyżowicz i wielu innych światowej sławy zawodników. Stres był, tym bardziej, że do tej pory realizowałem każdą coraz wyżej stawianą poprzeczkę i od dłuższego czasu nie zaznałem smaku przegranej. Po przejechaniu trasy samochodem, wiosek był jeden. Ale tu pięknie i mega trudna technicznie (w sumie były dwa wnioski :)). Moje obawy potwierdzili na odprawie najlepsi, trzeba było to dobrze rozegrać. Pływanie odbywało się w dwóch jeziorach, pomiędzy nimi było ok 400m dobiegu. Rower: pierwsze 20km po autostradzie pod boczny/w twarz wiatr, podjazd 6km, teren falisty wzdłuż rzeki wiatr boczny lekko w twarz, 8km podjazdu i niby zjazdy ale ciągle hopki więc właściwie maksymalna prędkość jaką osiągnąłem to 73km/h co jest bardzo kiepskim wynikiem jak na zjazd. Bieg składał się z 2 pętli po 10,5km, o najróżniejszej nawierzchni: tartan, droga utwardzana, asfalt, kostka, kamień, drewno i wykładzina. Trasa biegowa również trudna, dużo zakrętów, i kilka krótkich ostrych podbiegów. Dodatkowo dowiedziałem się, że w mojej kategorii nie ma trzech slotów na Florydę tylko dwa co jeszcze bardziej wprawiło mnie w zwątpienie. Tydzień przed startem wszyscy kazali mi odpuszczać, źle się z tym czułem, miałem wrażenie, że tracę formę. Wszystkie roszady ze zmianą noclegu, robieniem 150 tyś. rzeczy na raz i wszechobecne słowa szybko, szybko... Nie pomagały. Powstał z tych wszystkich drobnostek dość duży problem i wyjścia były tylko dwa: albo on albo ja.

Rano wstałem z bardzo silnym postanowieniem, że jednak Ja. Śniadanie, stołówka cała zapełniona jak na 5 rano. Wszyscy dziwnie szybko zjedli i wyjechali, gdzie oni się tak śpieszyli? przecież jeszcze dużo czasu. Pierwsze opóźnienie wyjazdu już lekko wprawiło mnie w nerwowy nastrój. Do miejsca startu mieliśmy 6km. na 3km do celu okazało się, że przed nami jest gigantyczny korek i wtedy dowiedziałem się gdzie cała reszta się tak śpieszyła. Tego się nie spodziewałem, tego nie przewidziałem. Start PRO był o 7:00, mojej kategorii wiekowej o 7:05, musiałem jeszcze napompować powietrze, wsadzić bidon, batony itp do wczoraj wsadzonego do boksu roweru. Patrze nerwowo na zegarek...6:05..myślę, nie zdążę. O 6:17 nie wytrzymałem, wyszedłem z samochodu, plecak, pianka i biegnę. Na miejscu okazało się, że bidon za duży, że woda i pompka w samochodzie. Fakin szit. Jak zawsze w takiej sytuacji nikt nic nie ma. Całe szczęście, że był Szymon i dał mi brakujący sprzęt, wodę pożyczył mi jakiś Niemiec. Wprost wymarzona sytuacja jak na cały sezon przygotowań. Szymon gdzieś zniknął, nie miałem gdzie zostawić pompki, start za 20min. Zasuwam nad jezioro, bo to spory kawałek. Kolejka do toitoia kilometrowa, wiec do georga busza...6:57 dobiegam na miejsce startu. Cała moja kategoria już dawno w piankach i w wydzielonej sekcji czeka na start. Maciej Skóra dopiero zakłada strój startowy. Zaczyna się odliczanie, MS zakłada piankę. 2min do startu plecak nie mieści się do worka z numerem oddawanego do depozytu, dałem go jakiejś dziewczynie i poprosiłem, żeby oddała za mnie bo nie zdążę. Wbiegłem do wydzielonej strefy, moja kategoria już w wodzie. Jakiś człowiek zapiął mi piankę, dałem nura do wody, wypływam w pierwszej linii i sygnał startera!!!

Na pierwsza boję wpłynąłem 3ci. Brak rozgrzewki, za mocne tempo dało do zrozumienia, że muszę wyluzować. Prowadziłem drugą grupę trzymając się blisko pierwszej. Pomiędzy jeziorami, posłuchałem rady Pana Jacka i biegłem woooolno. Pierwsze przebieranie i rower. Wszystko jakieś dzikie, jak na sprincie. Pierwsze kilometry roweru zdecydowanie za szybko, luzuj maciek luzuj. Autostrada i wiatr dały się mocno odczuć. Zaczyna się podjazd i szybko wyprzedzam kilku zawodników. Okazało się, że źle przejechaliśmy trasę samochodem i na ten podjazd w ogóle nie wjechaliśmy. Wiedziałem, że będzie ciężko ale nie mogłem już zmniejszać tempa. Teren falisty pojechałem strasznie nijako. Wpakowałem się w jakąś grupkę zamiast ich wyprzedzić i zapomnieć. Dopiero tak na 50 km przyspieszyłem. Drugi podjazd początkowo ok, później było już tylko gorzej. Trochę brakowało mi przełożeń, a na stojąco było za wolno. Na szczycie miałem już nie małą fazę. Na moje szczęście góra mnie obudziła, nagle noga zaczęła podawać, była zaciętość, walka, skupienie i jeden cel. Wracamy do miasta, sporo kibiców, zostawiam rower, szybki boks i jazda. Pierwsze metry z oznakami skurczów. OOooo nie, tylko nie to!!! Gdy był kawałek wolnego zatrzymałem się na sikanie. Trwało to z dobrą minutę i chyba wysikałem się za wszystkie czasy! nie mogąc pogodzić się tym, że wyprzedzają mnie coraz to nowi zawodnicy przeskakiwałem z nogi na nogę w trakcie, a to bokiem, w każdym bądź razie było wiele konfiguracji :) Zabrałem się do nadrabiania straconego czasu. Pierwszy kilometr 3.50...za szybko. Luzuje. Drugi kilometr 3.46...cholera za szybko, luzuję, trzeci kilometr 3.43... a w dupe z tym, rura. Przestałem kontrolować tempo, zaufałem intuicji. Tętno było 166-167 więc wiedziałem, że przynajmniej godzinę wytrzymam. Do 15km szybko zleciało, kryzys złapałem od 15 do 18-19, trochę się dłużyło. Pomyślałem, czas nie daje drugiej szansy! Przyspieszyłem ile tylko miałem siły. Nogi na zakrętach już powoli wymiękały, zapał trzymał świadomość, jeden cel.... długie minuty.
Meta.
Ogólny czas jest moją nową życiówką. Jestem z niego zadowolony tym bardziej, że zrobiłem go na takiej ciężkiej trasie. Czas biegu okazał się najszybszy z 2339 startujących Age group i 27 z PRO. Spodziewałem się, że będzie dobry, ale nie aż tak tym bardziej z taką długą przerwą na ... :).
Zająłem drugie miejsce w kategorii wiekowej co dało mi slot na Mistrzostwa Świata na Florydę. Zadanie wykonane!!!! W open byłem 44, co również mnie cieszy, bo okazałem się lepszy niż paru zawodników PRO.


Po zawodach spotkałem się z bardzo dużą krytyką osób, na których zdaniu mi bardzo zależało, właściwie odebrała mi ona radość z osiągnięcia. Mają wszystko, dlaczego zabierają mi marzenia ? Czasami tak się zdarza.


piątek, 5 czerwca 2009

Mistrzostwa Polski w duathlonie - Łowicz

3 Maja w święto naszego pięknego kraju zadebiutowałem w Duathlonie (10km bieg – 40km rower – 5km bieg: duathlon klasyczny). Impreza miała rangę Mistrzostw Polski i organizowana była przez Łowicz. Startowało 76 osób. Trasa płaska, 95% bardzo dobrej nawierzchni na trasie kolarskiegj, bieg trochę gorzej, ścieżki leśne i asfaltowo-żwirowe odcinki.

Mimo, że to były Mistrzostwa Polski, na miejsce startu przyjechałem dopiero w dniu startu. Szybkie zapisy i przygotowanie sprzętu. Bardzo lubię spotykać znajomych zawodników po właściwie roku przerwy, czasami czuję, że są mi bliżsi niż Ci, których spotykam na co dzień. Na starcie nie zabrakło czołowych zawodników Polskiego Tri, co tylko podnosiło poziom i moje tętno :). Na rozgrzewce czułem się strasznie ciężko, gorąco i podróż sprawiały uczucie senności. Kilka rytmów i na start. Pierwszy bieg składał się z 4 pętli po 2,5km. Na trasie było sporo korzeni i niebezpiecznie było biec w grupie. Razem z Filipem przejęliśmy inicjatywę prowadzenia. Na pierwszym okrążeniu czułem się średnio, potem było już tylko lepiej. Rozgrzałem się, zaadoptowałem do tempa biegu i noga zaczęła podawać. Starałem się dyktować szybkie równe tempo, ale bez zapieków. Pierwszy boks i rower. Dwie pętle po 20km. Muszę powiedzieć, że byłem bardzo zaskoczony ilością kibiców na trasie, właściwie mało było odcinków, gdzie ich nie było. Plus dla Łowicza! Noga dalej podawała, strasznie mnie nosiło, wręcz myślałem o odjechaniu na solo. Ale renoma chłopaków z grupy przemawiała do mojego rozsądku. Odjadę, jak się dobrze dogadają to przytrzymają mnie na dystans i na biegu mogę nie dać rady. To by było głupie. Ograniczyłem się do dawania mocnych i uczciwych zmian. Myślę, że nikt mi nie może zarzucić, że wiozłem się na kole, raczej byłem ciągnącym. Były dwie osoby, które dojechały w grupie bo nie było żadnej akcji, choć i tak jestem pełen podziwu, że utrzymali koło. Są młodzi, mają jeszcze czas. Ważne, że nie wymiękli. Z ciekawych historii… od początku roweru jechał za nami samochód i ciągle trąbił, strasznie nas to irytowało. Później gdzieś się zgubił, po czym odnalazł i po pierwszym rąbnięciu podjechałem do niego i mówię: „A Ty pedale nie widzisz, że są zawody?!?!?” Gość pomachał mi palcem i wyprzedził grupę. W tym momencie grupa w śmiech, „głupku to był sędzia!!” :D Oczywiście nie wiedziałem, że to był Pan Sędzia, którego na mecie przeprosiłem i wytłumaczyłem sprawę z jego poprzednikiem. Niezły zbieg okoliczności, że ten pierwszy gość jechał takim samym samochodem tylko lekko w innym odcieniu, przynajmniej było śmiesznie :). Wracając… z drugiego boksu wybiegałem trzeci. Ale bardzo szybko dobiegłem prowadzącego i minąłem go. Wtedy w głowie miałem bardzo dziwne myśli. I co teraz? Co się dzieje z tyłu? Już wygrałem? Ale to są kadrowicze? Coś jest nie tak, za łatwo poszło? I tak mi jakoś zleciało te 5km (2x2,5km) dopiero na ostatniej długiej prostej pilot powiedział mi, że mam bliżej do mety, niż drugi do mnie. Wtedy uświadomiłem sobie, że wygrałem. Zostałem Mistrzem Polski seniorów w Duathlonie klasycznym. Drugi miał do mnie straty prawię minutę a trzeci półtora. To wszystko tylko na 5km skupiając się bardziej na odpowiadaniu sobie na głupie pytania niż na biegu. W planie treningowym start ten był ważnym treningowym i był momentem gdzie powinienem wykazać się już formą. Wniosek: Forma jest, tylko czy nie za szybko???

Na koniec chciałem podziękować organizatorom za bardzo fajne zawody. Oczywiście moim sponsorom, rodzinie i przyjaciołom. Sukces natomiast dedykowałem świętej pamięci Bartoszowi Kubickiemu. Bardzo wstrząsnęła mnie wiadomość o jego śmierci. Często razem jeździliśmy w grupie. Nie znaliśmy się prywatnie, ale na zawodach zawsze pogadaliśmy. Lubiłem go. Bardzo chciałem być na pogrzebie, niestety nie mogłem.