sobota, 18 grudnia 2010

środa, 17 listopada 2010

PowerBreathe

Najwyższy i długo oczekiwany przeze mnie czas testu POWERbreathe. Notka będzie krótka, bo nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów. Równolegle testuję model mechaniczny i elektroniczny. Prócz regularnego treningu, odbyłem kilka sesji treningowych z wykorzystaniem np. trenażera, o których również będę pisał później. Mogę tylko powiedzieć, że jestem BARDZO miło zaskoczony i zdecydowanie przekonany do urządzenia.







poniedziałek, 1 listopada 2010

Saucony Triumph 7

Od dłuższego czasu moim podstawowym butem biegowym jest model Triumph firmy Saucony, która dostarcza mi sprzęt biegowy. But jest ciężkim bardzo dobrze amortyzowanym modelem dla osób ze stopą neutralną, idealny na przetrwanie dużego kilometrażu. Biegam w tym modelu od nr 4, przy czym najbardziej do gustu przypadł mi nr 6. Najnowsze dziecko Saucony z tej linii nie jest gorsze od 6stki, jest poprostu inne. But ma poszerzoną podeszwę, szczególnie na śródstopiu. Zdecydowanie poprawiło to stabilność i pewność prostego przetaczania, niestety znacznie zwiększyło również wagę buta. Producent dedykuje ten model dla osób cięższych, potrzebujących wspomnianej stabilności i solidnej amortyzacji. Konsekwencją tej decyzji jest to, że but jest bardziej toporny i tępy. Czy to jest wada ? nie powiedziałbym. Przeszkadza mi to dopiero gdy biegam szybciej niż 3.40/km, a przecież gdy mam biegać na treningu takimi prędkościami zakładam model Tangent i nie było tematu. Cenię sobie w nim dopasowanie do stopy, amortyzację na całej długości stopy a nie tylko pięta/śródstopie, a w szczególności jej elastyczność. Prócz zmian w stosunku do poprzedników nie zauważyłem jak dotąd wad, zobaczymy za następne 500km.




niedziela, 17 października 2010

Wakacje 2

Drugim etapem wakacji był Tomaszów Lubelski czyli wizyta u mojej rodziny. Głównym punktem harmonogramu było wesele kuzynki Ani i Grzegorza. W skrócie powiem, że było czadowo, nie widziałem się z nimi ok 7 lat, niektórych poznałem po raz pierwszy, a czułem się jakbym wrócił ze sklepu. Wesele zdecydowanie trafia do grona tych najlepszych. Bardzo miło spędziłem czas i mam nadzieję, że okazji do spotkania będzie o wiele więcej. Szerokości na drodze dla młodych, podziękował.

poniedziałek, 11 października 2010

Wakacje

Mały wypad w góry, które w moim katalogu wakacyjnym były oznaczone jako nowość. W brew swoim ogólnym wymaganiom, gdzie podstawą jest szukanie najwyższych trudności, okazał się bardzo udany. Mimo, że góry ani wysokie ani trudne, może dlatego, że poprostu inne.

W 5 dni przeszliśmy większość ciekawych szlaków, zdobywając też parę szczytów. Pogoda była przekrojowa, od ulewy i silnego wiatru do upału 35 stopni. Udało mi się przeprowadzić kilka testów sprzętu, które opiszę później. Mimo, że trasy planowaliśmy na 5-9h a tempo marszu często narzucaliśmy wysokie, nie byliśmy zmęczeni. Wieczorem wraz z parą przyjaciół gościliśmy w okolicznych knajpach smakując miejscowych przysmaków. Taką swoistą kropką nad "i" był zachód słońca, który mieliśmy okazję zobaczyć z jednego ze szczytów. Dużo ryzykowaliśmy, gdyż nie mieliśmy latarek a czas zejścia do wioski był 2h15min. Przy tak zachmurzonym niebie mieliśmy ok 30min po zachodzie. Więc dlaczego to zrobiliśmy ? bo wylosowała "krótką słomkę" :)

To był najpiękniejszy zachód słońca jaki widziałem....
Obrona krzyża na Tarnicy i relaks w potoku.

miam miam miam


Dalsza część podróży to Tomaszów Lubelski, który opisze w następnym poscie. Aha...jakby ktoś pytał to byliśmy w Bieszczadach :)

Powódź

W tym roku nasz piękny kraj po raz kolejny przegrał z naturą. Mimo, że mój region nie poniósł największych strat to kilkadziesiąt ognisk domowych nie mogło bezpiecznie spać a dzień spędzało na fortyfikowaniu domu workami z piaskiem. W tym odcinku SuperESem była tama we Włocławku, która ponownie uratowała nam dupska. Nie wszystkim jednak było do śmiechu. A wyglądało to tak:






Polskie autostrady na euro2012

A tak poza tym:


4x po 2x i nad ranem jeszcze raz... pytania?


My tak tylko dumnie zaczynamy, a zaraz za zakrętem buch do spożywczaka


no troszkę się w praniu wstąpiło...


czwartek, 1 lipca 2010

światełko w tunelu

Ostatnio z wielu ust usłyszałem pytanie "dlaczego nie startuję?". Kilka osób już zna odpowiedź na to pytanie, dziś jednak mogę odpowiedzieć na nie tutaj.
W ubiegłym roku prawdopodobnie po Gotyk Duathlonie mój lewy achilles mocno ucierpiał. Ciężki trening i nałożenie się kilku innych błędów, poskutkowało zapaleniem. Wspominałem przed MŚ, że boli. Dziś wiem, że diagnoza "nie jest źle, samo minie" była zła. Miałem dużo szczęścia, że ścięgno wytrzymało wyścig na florydzie. Czułem, że nie ma poprawy i solidny odpoczynek będzie konieczny. Po 3 miesiącach, gdy przygotowania do nowego sezonu ruszyły pełną parą wciąż nie było poprawy, wręcz przeciwnie. Udałem się na konsultację do specjalistów. No i się zaczęło... .
Z tego miejsca chciałem serdecznie podziękować dr Stanisławowi Wrońskiemu, prof. Jackowi Kruczyńskiemu oraz dr Pawłowi Molskiemu. Ich zaangażowanie i profesjonalizm zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Do rozwiązania problemu przyczyniła się również najbardziej wytrzymała Polska para: Olga i Paweł Ochal. Dziękuję również tym, których nie wymieniłem a ich rola była nie mniejsza.
Z tego powodu musiałem zrezygnować z debiutu maratońskiego, kilku startów z początku sezonu a przede wszystkim Mistrzostw Polski w ironman70.3. W Suszu byłem, widzem. Gratuluję zwycięzcy oraz wszystkim innym zawodnikom, którym udało się wygrać z samym sobą. Bardzo miłym akcentem zawodów była dwójka moich kibiców. Dzięki chłopaki!

Czy w tym sezonie będę się ścigał? Pytanie zostawię otwarte odpowiadając: istnieje takie prawdopodobieństwo! Dostałem ciekawą propozycję dołączenia do bardzo dobrego zagranicznego teamu, nie wykluczone, że wkrótce będę jego reprezentantem. Szczegóły dotyczące startów i teamu na razie zostawię dla siebie :)

wtorek, 8 czerwca 2010

Nurkowanie z Neptunem

Ostatnio dzięki uprzejmości znajomych z Neptuna, miałem okazję oglądać świat z poziomu głębszego niż wskazywałaby na to powierzchnia. Nie miałem tego w planach, jednak pod wpływem chwili nie mogłem sobie odmówić. Jak zwykle wszystko musiałem zrobić po swojemu i za szybko, do tego stopnia, że zawieszały się komputery. To wszystko nie jest takie proste jak się może wydawać o czym szybko się przekonałem. Dobrze, że miałem ze sobą doświadczonych nurków, którzy zadbali o moją skórę bardziej niż ja sam. Bardzo mi się podobało i z całą pewnością będzie to jedna z rzeczy, której będę poświęcał wolny czas.



z drugiej strony...


Ania


Sprzęt do lekkich nie należy


taaak, to prawda ostatnio ćwiczyłem sporo na siłowni ;)

poniedziałek, 24 maja 2010

pierwszy trening w jeziorze

Wcale nie było zimno.

krzywe nózie

dla wytrwałych wieniec hand made by Anek

A gdy zdejmę piankę wyglądam taaak!

everybody is kung-fu fighting...

poniedziałek, 17 maja 2010

Nowa szansa

Miło mi poinformować, że jedna z najbardziej znanych na świecie firm produkujących wysokiej klasy sprzęt dla triathlonistów zaproponowała mi kontrakt sponsorski.



Pierwszy rok jest okresem próbnym, co i tak jest bardzo dużym kredytem zaufania dla mnie. Atleci sponsorowani przez Blueseventy to czołowe nazwiska na listach najważniejszych imprez na świecie.
To już trzecia znana zagraniczna firma, która zwróciła na mnie uwagę, co więcej dała mi szansę!
Mimo, że kontrakt jest bardzo atrakcyjny to decyzję o jego podpisaniu muszę jeszcze chwilę odłożyć.

niedziela, 9 maja 2010

Szwecja

Ostatnio mały wypad z paczką przyjaciół do przezimnej Szwecji, którego nie mogę pozostawić bez notki. Odpicowany prom Polferries zapewniał atrakcje i nocleg a Sztokholm cel. Na miejscu okazało się, że w Szwecji są jednak Szwedzi i nie mówią po polsku. Bardzo dobrze natomiast mówili po angielsku dlatego z nimi nie rozmawialiśmy :). Miasto wyglądało prawie jak wymarłe, poza małą ilością samochodów i jeszcze mniejszą ilością pieszych, głównie turystów. Cała populacja poruszała się podziemnymi tunelami połączonymi z różnymi dworcami a na powierzchnię wychodzili chyba tylko gdy musieli. Może to za sprawą zimna, tego nie wiem. Mimo niskich temperatur, pogodę trafiliśmy super. Dla nich były to chyba warunki letnie, bo można było zauważyć krótkie rękawki. My jednak zdecydowanie nie poszliśmy ich przykładem. Cały ten kraj, jeśli mam podsumować, określę mianem najbardziej nijakiego jaki widziałem do tej pory. Mimo całego monumentalizmu w kontraście z przestrzenią i czymś strasznie urokliwym i pięknym. Panowała tam pustka i przerażająca cisza. Nawet w metrze, pociągu itd. nie było słychać żadnych rozmów. Całe rodziny jechały w totalnym milczeniu, jedynie szeptem przekazując informacje gdy było to konieczne. W tunelach, każdy się gdzieś śpieszył, sprawiając wrażenie zaprogramowanych robotów. Jedynie knajpy i kawiarnie ratowały sytuację, gdzie Szwedzi rozmawiali jak normalni ludzie. Zagadani byli bardzo mili, pomocni i uprzejmi. Sami jednak nie wychodzili z inicjatywą.

Sztokholm nocą, jedno z piękniejszych miast jakie widziałem:



A teraz krótka historyjka obrazkowa z wyjazdu:


Ponieważ podróż do Gdyni była długa i nużąca...takie małe Las Vegas sobie urządziliśmy.

Twardziele w Niedziele czyli Cobretti też był.



Co byśmy mieli siłę na zwiedzanie, śniadanie najważniejszy posiłek dnia. Plus KAWA ma się rozumieć.



Zawsze czujny, niepalący ,tańczący makarenę, inteligentny i zaradny pozna miłą Panią z klas 1-3...


Najważniejsza jest dobra rozgrzewka.


Sprawdzenie wagi - tylko 2 kalorie!


...I Przystępujemy do konkursu głównego lotów Sztokholmskich. Co za wyjście z progu... a nie to tylko przedskoczek z DSJ.


Jednym słowem cały wyjazd mogę określić tak: CZAD!!! A w dwóch słowach mogę powiedzieć: CZAD K..... :)