poniedziałek, 7 września 2009

Panasonic Triathlon Polska - Ironman70.3 distance

Impreza rozgrywana na swoim podwórku nie mogła odbyć się bez mojego udziału. W zeszłym roku udało się być pierwszym, fajnie byłoby spróbować szczęścia po raz drugi. Dzień przed startem prowadziłem oficjalny objazd trasy, złapał nas po drodze deszcz. Nie miałem rzeczy na przebranie, więc przemoczony odbierałem pakiet itd. Wieczorem czułem, że choroba stoi za drzwiami i coś niewyraźnie wyglądam. W dzień startu warunki na trasie jednym słowem koszmarne, bardzo silny i porywisty wiatr, zimno i do tego jeszcze doszedł deszcz. Znam dobrze trasę kolarską i mogę z całą pewnością powiedzieć, że trafił się najgorszy kierunek wiatru jaki mógł być, ale w końcu wszyscy mieli takie same warunki. Sprzęt miałem nieprzygotowany, więc rano było sporo pracy do zrobienia. I w tym miejscu chcę przeprosić wszystkich znajomych i nieznajomych, którym nie odpowiedziałem "cześć" albo, że nie miałem chwili by porozmawiać. Skupiałem się na tym co miałem do zrobienia bo czas naglił i mogłem czegoś czasem nie usłyszeć.
Start
Zdziwiony jestem, że przy moim przygotowaniu pływackim zrobiłem tak małą stratę do pierwszego zawodnika. Zwykle traciłem do Darka Czyżowicza 1-1,5min, teraz straciłem tylko dwie. Trasa pływacka była raczej płaska ;] aczkolwiek dokuczała bardzo wysoka fala. Targało mną jak workiem kartofli.
Bike
Trochę ryzykowałem zakładając na taki wiatr pełne koło a tym bardziej wysoką obręcz na przód. Słyszałem po zawodach, że kilku zawodników wylądowało w rowie z powodu tego wiatru. Ja jakoś dałem radę się utrzymać choć czasem mocno szarpnęło. Pierwsze kółko z trzech pojechałem normalnie. Gdy usłyszałem, że moja strata zmalała do 1min nie przyspieszałem. Myślę, że wszystkie trze pojechałem mniej więcej równo z czego jestem zadowolony bo widocznie noga się kręci bardziej niż myślałem. Spokojnie kontrolowałem stratę tak, aby mniej więcej do końca roweru dogonić lidera. Jak widać debiut Manuela bardzo udany. Największym zabójcą był dla mnie żel energetyczny o smaku czarnej porzeczki, którego to nie cierpię. Jakoś dziwnie wpadł mi do gardła podrażnił błony śluzowe i do dzisiaj mnie to szczypie. Na koniec roweru byłem już mocno zmarznięty.
Bieg
To co założyłem, zrealizowałem. Z boksu praktycznie wybiegliśmy z Czyżowiczem razem. Fajnie bo przynajmniej się nie nudziliśmy i szybko zleciało. Moja docelowa impreza jest w listopadzie, więc nie liczył się czas tylko wygrana, to też nie miałem interesu męczyć organizmu. Noga bardzo podawała, raczej musiałem się ograniczać. Ostatnie 2 km pobiegłem szybciej.
Meta
Udało się wygrać po raz drugi. Bardzo się cieszę, że mogłem wziąć udział a tym bardziej zwyciężyć u siebie przed swoimi kibicami. Wielkie podziękowania dla mojej rodziny, przyjaciół i sponsorów, którzy mnie dopingowali, to zwycięstwo było dla was. Gratuluję wszystkim zawodnikom, w szczególności tym z długiego dystansu i Darkowi Czyżowiczowi, który mimo nieprzespanej nocy stanął na starcie. Bardzo duże wrażenie zrobili na mnie ostatni finiszujący, to trzeba mieć siłę woli aby w takich warunkach, po ciemku i samotnie dobiec do mety. Chcę także przeprosić wszystkich, których zdemotywowaliśmy razem z Darkiem biegnąc i gadając.
Impreza
Nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że to jedna z najlepszych imprez rozgrywanych w Polsce. Z roku na rok coraz lepsza. Wiadomo, że są plusy i minusy, ale i tak bardzo duże brawa dla Roberta Stępniaka, jego rodziny i przyjaciół, którzy włożyli tyle trudu by tę imprezę przygotować.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz